„Wydaje mi się, że istnieją dwa typy dokumetalistów: jedni pokazują na ekranie historię im bliską i znaną a drudzy – do których ja się zaliczam – idą za tematem, który jest dla nich nowy”. Zapraszamy do lektury wywiadu z gościem Festiwalu – Angelosem Rallisem, reżyserem dokumentu „Shingal, gdzie jesteś?”
– Twoje filmy – „Shingal, gdzie jesteś?”, który mogliśmy zobaczyć podczas festiwalu, jak i poprzedni „A Place for Everyone” były kręcone w Iraku i Rwandzie. A przecież mógłbyś zrobić film nie ruszając się z domu, tak jak to robią niektórzy. Co było tak ciekawe w tych niebezpiecznych rejonach, że zdecydowałeś się tam pojechać?
– Wydaje mi się, że istnieją dwa typy dokumetalistów: jedni pokazują na ekranie historię im bliską i znaną a drudzy – do których ja się zaliczam – idą za tematem, który jest dla nich nowy. Wielką motywacją jest dla mnie obserwacja ludzi, których nie znam, podążanie za ich historą.
– Temat wojny szczególnie w ostatnich latach kojarzy się z bardzo dużą liczbą imigrantów. W przeciwieństwie do Polski Grecja przyjmuje ich wielu. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
– Cóż, Grecję tworzą uchodźcy i ich potomkowie, ja sam jestem wnukiem kobiety, która była skazana na wygnanie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi jest przeciwnym przyjmowaniu imigrantów, jednak uważam, że wystarczy miejsca dla wszystkich. A szczególnie dla tych, którzy muszą uciekać przed wojną.
– Jak uważasz po co nam Festiwal Człowiek w Zagrożeniu? Przecież i tak żyjemy w ciągłym napięciu, ponieważ telewizja czy internet bombardują nas niepokojącymi informacjami z całego świata.
– Zgadza się, ale media przekazują nam złe wiadomości, żeby zszokować nas i odwrócić naszą uwagę od tego, co najważniejsze – problemu niesprawiedliwości, nierówności czy braku solidarności. Tymczasem tak alternatywny festiwal jakim jest Człowiek w Zagrożeniu pokazuje nam to wszystko z innej perspektywy, zostawia nas z naszymi przemyśleniami. Celem tego festiwalu jest, moim zdaniem, wprowadzenie nas w zadumę, a nie szokowanie.
– Większość filmów prezentowanych na Festiwalu to polskie produkcje. Czy udało Ci się zobaczyć któryś z nich? Czy zauważyłeś jakąś charakterystyczną cechę polskiego dokumentu?
– Widziałem sporo polskich dokumentów podczas różnych festiwali i zauważyłem, że ich cechą wspólną jest to, że są to po prostu bardzo dobre filmy. W Łodzi udało mi się obejrzeć tylko „Arabski sekret” Julii Groszek. To bardzo poruszająca historia syna, który po latach odnajduje ojca…
– … ale przecież akurat ten film był wyświetlany bez angielskich napisów!
– Masz rację, ale to przecież bardzo uniwersalna, poruszająca historia. Gdy oglądałem przygody Kamila nie miało dla mnie znaczenia, że nie umiem mówić po polsku. Podobnie było podczas realizacji „Shingal, gdzie jesteś?”. Pojechałem do Iraku na spotkanie z Jazydami nie znając ich języka. Nie chciałem pomocy tłumacza, uważałem, że najważniejszego i tak nie da się wyrazić słowami. Dlatego nagrywałem ich przez cały czas i dopiero po powrocie do domu zatrudniłem człowieka, który posługiwał się ich dialektem i z jego wsparciem udało mi się zmontować film. Niemniej uważam, że to porozumiewanie się bez słów wyszło mojemu dokumentowi na dobre – po prostu obserwowałem moich bohaterów, bez żadnej ingerencji, tak jak to robią niektórzy moi koledzy po fachu.
– Taki sposób kręcenia wymaga chyba niesamowitej intuicji! Czy kolejny film planujesz zrealizować w podobny sposób?
– Tego jeszcze nie wiem. Ale mam już nowy temat na oku – zmiany klimatyczne w południowo-wschodniej Azji.
– Mam nadzieję, że przyjedziesz z nim na nasz następny Festiwal. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Mi Lekler